Ogródki działkowe przeżywają renesans. Coś, co dla wielu jawi się niczym relikt poprzedniego systemu, dziś stało się uczestnikiem rynkowej gospodarki, choć przecież działka w ramach ROD-u nie jest nieruchomością na własność. A mimo to można na niej sowicie zarobić.

Zaczęło się od pandemii: nagle brak własnego ogródka, ba nawet balkonu i odrobiny zieleni wokół oraz długi przymusowy pobyt w domu sprawił, że Polacy masowo zaczęli interesować się przystąpieniem do rodzinnych ogródków działkowych. W związku z naturalną wymianą na portalach ogłoszeniowych zaczęły pojawiać się oferty zbycia prawa do dzierżawy ogródka. Kiedyś taka zmiana właściciela kosztowała około tysiąca złotych, wraz z pandemią ceny poszybowały. Wówczas wielu uważało, że wątpliwy to interes – kupować za niemałe już wtedy kwoty (dziesiątek tysięcy złotych) prawa do czegoś, czego można być pozbawionym. Prawo bowiem reguluje działalność ROD i między innymi zabrania całorocznego zamieszkiwania na ich terenie. Umowa dzierżawy może zostać wypowiedziana, jeśli działkowiec korzysta z działki albo altanki niezgodnie z przepisami, prowadzi działalność gospodarczą, niszczy infrastrukturę ogrodową albo uporczywie działa przeciwko porządkowi ogrodowemu (np. nagminne urządzanie głośnych imprez). Media wyłapały już liczne nadużycia, np. komercyjny wynajem „altan” (czyli domów letniskowych) czy też powszechne przekraczanie wielkości altan. Polski Związek Działkowców, zaniepokojony tą sytuacją, zwracał już uwagę zarządom ROD na zbyt rozbudowane altany. Tyle teorii. Praktyka od lat pokazuje swoje: że życie, jak i interes na ROD kwitnie, a zarabiającym bynajmniej nie jest organizacja działkowców, a lokalni flipperzy (prawo do dzierżawy ROD ma wyłącznie lokalny mieszkaniec).

 

Działkowy interes

Do zainteresowania się „rynkiem ROD” zainspirował nas poznański przykład sprzed 3–4 lat. Na jednym z kameralnych ogródków narożna działeczka przeszła w ciągu roku ogromną metamorfozę. Widać było, że trafiła w ręce kogoś z pomysłem i wizją. Typowa altanka w krótkim czasie stała się nowoczesnym domem z przeszkloną południowo-zachodnią ścianą, drewnianą elewacją, szerokim tarasem z wyjściem na trawnik. Ogrodzenie zmodernizowano. Choć w pierwszej chwili można było pomyśleć, że to młodzi nabywcy zrobili sobie letnią alternatywę dla mieszkania – i nie byłoby w tym nic dziwnego, ale na jednym z portali nieruchomościowych pojawiła się oferta całorocznego domu z klimatyzacją, który „stanowi doskonałą alternatywę do mieszkania w budownictwie wielorodzinnym”. Na działce o powierzchni 315 mkw. znajduje się dom o powierzchni (aż) 65 mkw., a w nim: salon z aneksem kuchennym (zabudowany i wyposażony) – ok. 23 mkw., sypialnia – ok. 9,5 mkw., jeszcze jeden pokój – 13 mkw., do tego łazienka, przedpokój i garderoba. A jeszcze jest kotłownia i pomieszczenie gospodarcze. Zdjęcia sprzed wyprowadzki pierwszego właściciela po remoncie wskazują na wysoki standard wykończenia i porządek na działce. Ile za ów standard? Cena ofertowa dobijała do 300 tys. zł (niestety nie znamy daty oferty).

Ceny innych ogłoszeń z poznańskich ROD oscylują wokół 50-100 tys. zł, nie brakuje też dwukrotnie wyższych – na jej wysokość wpływa jakość i stan budynku na działce. Skoro działki w ramach ROD mają porównywalny metraż z niejedną ofertą działki z domem, np. w zabudowie szeregowej, nic dziwnego, że dla wielu nabywców jest to alternatywa dla dużo droższego segmentu albo zadowolenia się jedynie balkonem w bloku.

No i jak zwykle, gdzie jest szansa na interes, pojawiają się spekulacje i flipperzy, którzy masowo skupują prawa do dzierżaw, modernizują działki i budynki na nich i to oni pewnie stoją za częścią ogłoszeń.

Tymczasem lewica postuluje w swoim projekcie ustawy ograniczenie działalności flipperskiej i wprowadzenie dodatkowych, odpowiednio wyższych podatków (nawet 10%) od sprzedaży nieruchomości po roku i dwóch do czterech lat od jej zakupu. Czy i kiedy to ujrzy światło dzienne?

Brakuje ofert? Rynek nie znosi próżni

Skoro w istniejących ROD ceny poszybowały, a oferty znikają szybko, nie trzeba było długo czekać, by… pojawiły się alternatywne, tj. prywatne propozycje. Inwestorzy wydzielili z jednej dużej działki mniejsze, typowo rekreacyjne, wytyczyli wspólną drogę, każdą działkę odgrodzili. Jednym słowem robią coś na wzór ROD. Działek nie sprzedają, lecz właśnie wydzierżawiają – według „Gazety Wyborczej” za kwotę od 130 do 200 zł miesięcznie. To ponad dwa razy drożej od dzierżawy w tradycyjnych ROD, ale nadal bardzo korzystnie dla osób bez marzeń o własnym domu z ogródkiem lub szans na ich realizację.